Tydzień kulturowej kalki w Beskidach
2016.08.05 Projekty Kultura
Na przełomie lipca i sierpnia, od wielu lat dzieją się rzeczy różne nazwane ogólnie na początku, ale i teraz Tygodniem Kultury Beskidzkiej. Mało kto obecnie wie, że źródło tej imprezy tkwi w Święcie Gór zorganizowanym w roku 1935 w Zakopanem. Święto to odbywało się przemiennie w Zakopanem (1935), Sanoku (1936), Wiśle (1937), Nowym Sączu [1938). Początek II wojny światowej przekreślił tę inicjatywę. Wisła podjęła organizację autonomicznego święta 16 sierpnia 1964 r. nazywając go Tygodniem Kultury Beskidzkiej. Ale przecież nie o historii tego wydarzenia chciałem mówić, a raczej o tu i teraz tej imprezy. Rozpędzeni i wtopieni w zachwyty publiczności, organizatorzy zapominają o sensie jej organizowania wtedy i teraz.
|
Józef Burszta już w 1974 roku w swej książce „Kultura ludowa - kultura narodowa”, osadzonej w wielu fragmentach w tamtej rzeczywistości przedstawił trzy nurty współczesnej (ówcześnie) rzeczywistości folklorystycznej. W pierwszym nurcie wymienił kontynuację żywych jeszcze przejawów tradycji kulturowej, polegającą na celowym ich podtrzymywaniu. W drugiej postaci wymienił proces „czerpania ze świeżej jeszcze pamięci niedawnych kształtów własnej tradycji.” W nurcie trzecim zawarł proces przejmowania z różnych źródeł elementów tradycyjnego folkloru i przeniesienie go w zupełnie inne środowisko. Tak, zdaniem Burszty, „ukształtował się główny i najbardziej nas interesujący nurt nowej rzeczywistości folklorystycznej, mianowicie folklor widowiskowy.” Cechą charakterystyczną wytworów kultury ludowej jest fakt jego różnorodności, która świadczyć ma o nieprzeciętnej inwencji i talentach twórców. To, co dzisiaj obserwujemy i podziwiamy to bardziej lub mniej udane naśladownictwo dawnych twórców określających piękno formy sprzętu domowego, elementów strojów czy zdobnictwa. Dziś w miejsce autentycznych twórców powstała grupa ludzi naśladujących twórczość ludową. I pomimo, że każdy z tych wytworów jest wykonywany w miarę niepowtarzalnie i indywidualnie, to podporządkowany jest jedynie oczekiwaniom i gustom kupujących. Ale wiele z tych wytworów zachowuje jedynie pozory jedności norm estetycznych, moralnych, tożsamości ideałów i wzorów życia, hierarchię wartości wspólnoty folklorystycznej. Nikt albo prawie nikt ze współczesnych naśladowców folkloru nie zastanawia się nad przesłankami jedności funkcji praktyczno – bytowych, estetycznych, normatywnych i światopoglądowych. Cóż wynika z uczestnictwa w tej imprezie w Żywcu dla przeciętnego jej uczestnika. Po pierwsze jest to spotkanie rodzinno towarzyski z możliwością wspomnienia lat poprzednich przy prezentacji programu znanego zespołu, po drugie - spotkanie towarzysko gastronomiczne w części handlowej z nieodłącznym piwem. Po trzecie, gdzieś na obrzeżach występuje prezentacja grup folklorystycznych, które dla własnego przetrwania muszą zdobywać nagrody finansowe. Często z puli tych nagród finansują część wyjazdu, poza oficjalnym regulaminem konkursu, np. wypłaty dla muzyków kapeli. Jest też aspekt handlowy tzw. ”kiermaszu sztuki ludowej”, w którym uczestniczą głównie naśladowcy sztuki ludowej. I tu z pełną odpowiedzialnością można stwierdzić, że warunki gospodarki rynkowej stworzyły ten nowy wzór współczesnego „twórcy ludowego”. Artykuły oferowane na straganach są kolejnymi kopiami pierwotnych wytworów autentycznych twórców ludowych. Podobne do „Cepelii” formy pracy, w swym współczesnym działaniu realizuje Stowarzyszenie Twórców Ludowych tworząc korporacyjny model funkcjonowania tej grupy i twórców w nim zrzeszonych Zdaję sobie sprawę z padających na te sformułowania zarzutów dotyczących aktywnych form edukacji regionalnej, np. w postaci nauki zdobnictwa bibułkowego. Ale jest to przecież jedna z form artystycznej twórczości opartej na bogactwie tradycji, obrzędowości ludowej, na specyficznym pojmowaniu życia opartego na kalendarzu opartym o spiralne poczuwanie rzeczywistości, w którym powtarzające się pory roku i związane z nimi tradycje wyznaczały obszar aktywności artystycznej. Wg W.G.Thomasa – wprowadzającego w 1846 roku „termin folklor, określał w ujęciu opisowym, szerokim utożsamianie się z tradycją społeczności pierwotnych, plemiennych lub całokształtem kultury ludowej (mity, rytuały, obrzędy, taniec, muzyka, plastyka) Dziś potykamy się o wysepki twórczości ludowej najczęściej pozbawione już swej przeszłości, swych korzeni.” Najsmutniejszym zjawiskiem towarzyszącym tej imprezie, ale i całorocznym zmaganiom się z folklorem jest wyniesiona z poprzedniego okresu społeczno-politycznego serwilizm wobec panującej władzy. Dziś władza bawi się doskonale, ale kosztem zarówno uczestniczących w prezentacjach grup jak i poszczególnych „współczesnych wytwórców form plastyki ludowej”, zapominając o służebnej roli władzy wobec swoich wyborców. I tak toczy się ten objazdowy teatrzyk folkloru i tradycji, ku pokrzepieniu serc masowego odbiorcy. Z kulturą wydarzenie to ma coraz mniej wspólnego. O edukacyjnych walorach, przynajmniej współcześnie przyjdzie nam zapomnieć. Wobec takiej sytuacji impreza ta w niewielkim stopniu może być zakwalifikowana do działalności kulturalnej samorządu. Bliżej jej jest do rozrywki a nawet pop kultury. Jest ona najczęściej wykorzystywana, tak jak to czynią Wisła czy Szczyrk w promocji miasta i regionu, z jej ofertą skierowaną głównie do gości i turystów. Wtedy to Tydzień Kultury Beskidzkiej w sposób czytelny wpisze się w obszar działalności gospodarczej – turystyki regionalnej. W obecnej sytuacji, kultura jest jedynie środkiem do osiągania efektów ekonomicznych różnych grup nacisku ekonomicznego. Dlatego trudno pogodzić się z faktem uprzedmiotowienia kultury równocześnie dofinansowując imprezę z budżetu samorządu miejskiego. I jeszcze na koniec refleksja wynikająca z działań żywieckich organizatorów polegających na wpisaniu w obszar tej imprezy o charakterze odpustowo – festynowym innej, bardzo szlachetnej w założeniach imprezy edukacyjnej, jaką jest „Żywieckie suwakowanie”. Jaki jest cel takiej wolty intelektualnej? Po pierwsze: podniesienie rangi upadającego festynu, po drugie (nie chciałbym tu być złym prorokiem), ale w dalszej perspektywie zlikwidowanie tej cennej inicjatywy edukacyjnej, tak jak to było w zaprzeszłych czasach z „Dniami muzyki dawnej”. I w tej sytuacji chce mi się to rozważanie zakończyć sugestią wynikającą z prób krzyżowania jeża z ddżownicą. W tym działaniu możemy uzyskać jedynie drut kolczasty. |
|
|