Końska kuracja
2016.07.29 Projekty Kultura
Jeszcze kilka lat temu wydawało mi się, że nie może być gorzej w kulturze aniżeli było podówczas. Wtedy były ograniczenia ideologiczne wynikające z tzw. „polityki kulturalnej” sfer rządzących. Pomimo moich wysiłków skierowanych na zrozumienie współczesnej „polityki kulturalnej” nie zauważam niczego, oprócz uleganiu naciskom grup i osób interesu. Są równocześnie koniunkturalne fajerwerki pozwalające zaprzeczyć istniejącemu stanowi rzeczy.
|
Wszelkie propozycje usprawniające funkcjonowanie struktur w kulturze samorządowej spotykają się z lekceważeniem. Na pytanie, dlaczego – odpowiedzieliśmy sobie nieco wcześniej znajdując źródła tego stanu w systemie funkcjonowania grup interesu, pomijających jednak interes zwykłego, szarego podatnika. Z faktu, iż kultura dla olbrzymiej większości radnych jest zupełnie niezrozumiałą materią, głównie intelektualną, trwa od lat poszukiwanie sposobu na odczarowanie niezrozumiałych meandrów intelektualnych uniesień uzdolnionych, ale ciągle niezrozumiałych pobratymców z gatunku „homo sapiens”. Wszelkie propozycje na tzw. ”pierwszy rzut oka” funkcjonalne, a przede wszystkim przynoszące ograniczenia nakładów, wdrażane są od kilku lat w życie. W końcowym bilansie działanie to kończy się, dużymi stratami ludzkimi i finansowymi. Ale najważniejsze, że jest „ruch w interesie”, ciągle jeszcze bardzo obcym dla reformatorów. Jak wynika z budżetu i wieloletniego kierunku realizowanej w rzeczywistości tzw. „miejscowej polityki kulturalnej”, w kolejnym roku samorządowych projekcji, następuje kolejne przekierowanie i ograniczenie środków na sferę kultury samorządowej w mieście Żywcu. Temu też służy kolejna „restrukturyzacja” (likwidacja?) kultury. A kiedyś myślałem, że przysłowiowy „kulturalny koń” poddany góralskiej terapii odchudzającej już dawno zdechł. Stało się jednak inaczej. Dlaczego? Po pierwsze: w poprzednich budżetach ukryto poprzez koniunkturalne oddziaływania, stan potrzeb finansowych niektórych instytucji, ukrywając rezerwy finansowe i nie realizując zapowiedzianego zakresu działalności. Po drugie: w niektórych przypadkach nie założono, na całe szczęście dla kultury, istnienia jeszcze zasobów intelektualnych, pracujących w instytucjach kultury, osób (To się chyba nazywa inteligencją?). Po trzecie: nie uwzględniono elementu aktywności społecznej, tak mało popularnej w dobie pazerności wśród promotorów istniejącego modelu społecznego, najwrażliwszej i niepokornej intelektualnie młodzieży. Jest to bardzo pocieszające, gdyż trudno obliczyć, że w systemie ciągle funkcjonującego administracyjnego rozdzielnictwa kultury, zaczyna dominować wartość intelektu młodych mieszkańców. W obowiązującym modelu życia najważniejsze są wartości materialne ujawnione w postaci tzw. "dóbr trwałego użytku”. Działania intelektualne stanowią dla wielu niezrozumiałą a tym samym niebezpieczną intelektualnie dziedziną życia człowieka. Gorzej jednak, gdy uniwersalni uzdrawiacze sfery kultury zdołają przeszacować wartości intelektualne. Sfera kultury pozostanie prawdopodobnie bez jakichkolwiek rezerw. O taką kolej rzeczy jestem jednak zupełnie spokojny. Matematyczna zasada mnożenia przez „zero” daje nam pewny wynik równy „zeru”. Takie przeliczniki w bilansie nakładów na kulturę muszą wreszcie ujawnić prawdziwą wartość intelektualną decydentów. Wtedy nikt nie wyprze się prawdziwych intencji prowadzonej „polityki kulturalnej” miasta Żywca. Masowe imprezy estrady kulturalnej organizowane pod honorowym patronatem zarządcy lokalnego samorządu w sposób nachalny próbują uświadomić mieszkańcom miasta (wyborcom) fałszywą wersję aktywności społeczno – kulturalnej w formie odpustowo – jarmarcznych festynów. Przecież nadzwyczajna aktywność „agentów” tej samorządowej estrady ma nam udowodnić, że jest to jedyne rozwiązanie „organizacji” życia kulturalnego miasta. Mamy zapomnieć, często nie uświadamiając sobie innych form społecznej aktywności, że kultura, to autentyczna aktywność społeczeństwa obywatelskiego. Skoro chcemy się zupełnie zreformować, to próbę tą reformatorzy powinni zacząć od siebie. Od lat jestem za koniecznością zmian, równocześnie zdając sobie sprawę z niebezpieczeństwa centralizacji kultury. To wszystko już było. Czy znów możemy sobie pozwolić na reformowanie sfery kultury przez ludzi do tego niczym nieuprawnionych? Czy możemy dać szansę ciągle domagających się postaw manipulacji i ciągotek cenzorskich? W imię jakich racji i kto ma prawo decydować w dokonywaniu wyboru i to za moje, skromne, ale podatnika pieniądze. A tak naprawdę nigdy nie zgodzę się na wypowiadanie się w moim i jeszcze co najmniej kilku tysięcy mieszkańców miasta Żywca, imieniu, w zakresie mojego systemu wartości, norm moralnych, tradycji, upodobań i gustów, wiedzy ogólnej i pasji, czyli wszystkiego tego, co pobieżnie można określić kulturą. Dlaczego ciągle jakaś wciąż niedookreślona mniejszość uzurpuje sobie prawo do osaczania mojego i wielu mieszkańców naszego miasta - „ja?. W tym szaleństwie, coraz bardziej przekonuję się, że o taką skuteczność współczesnym manipulatorom się rozchodzi. I to jest prawdziwy cel bliżej niedookreślonej, tzw. „miejscowej polityki kulturalnej”. |
|
|